Boy vs. Girl
Droga Stello,
o indie srindie rewolucji rozmawialiśmy już przy okazji płyty Yeah Yeah Yeahs, więc nie ma się co powtarzać. Maxïmo Park to ta sama bajka, wiadomo. Z tym, że jeżeli chodzi o mnie, to ja zawsze bardzo Maxïmo lubiłem. Ich debiutancki „Certain trigger” (co z tego, że wystawiłem na allegro, no co!) był zajebsitą płytą (jak na moment jej wydania oczywiście). Z próbą czasu poradził sobie raczej słabo, ale w sumie kogo to obchodzi. Ekipa z Newcastle miała talent do przebojowych melodii, Paul Smith śpiewał bardzo charakterystycznie i pisał fajne teksty. Osłuchałem się tego trochę w życiu, muszę przyznać. Z tego co mi wiadomo, to Ty raczej nigdy nie przepadałaś, no ale cóż poradzić. Tobie to się nawet debiut Bloc Party nie podobał. Ja nawet z resztek sentymentu podczas zeszłych wakacji zawitałem na Dubliński koncert Maxïmo, na którym to zespół grał już sporo kawałków z „Quicken the heart”. Tak się jakoś złożyło, że przed nimi występowało N*E*R*D, którzy pozamiatali (zupełnie niespodziewanie) tak, że nawet podskoki Paula Smitha nie robiły potem jakiegoś dużego wrażenia. A sam gig - wiadomo, pośpiewalimy przeboje z pierwszej płyty, ponudziliśmy przy kawałkach z totalnie przeze mnie odpuszczonej „Our Earthly Pleasures”, i straciliśmy nadzieję na przyszłość przy nowych numerach.
„Quicken the heart” to absolutna powtórka z rozrywki. Jakoś tego nie kumam zupełnie, po co te zespoły wydają ciągle te same płyty. Tak się zastanawiam, czy jest sens się tutaj zagłębiać, bo tak naprawdę nie ma w co. O ile przez pierwsze pięć kawałków to się jeszcze całkiem przyjemnie słucha, potem już zaczyna drażnić. Produkcja płyty niestety leży (co dziwne, bo odpowiedzialny był za nią Nick Launey, czyli ziom od YYY i Cave'a).
Bardzo mało przestrzennie poukładane są poszczególne ścieżki, atakuje nas raczej zmasowana kupa dźwięku, co w tym przypadku daje bardzo średni efekt (a przy syntezatorach z „It's blitz!” sprawdzało się wyśmienicie). Over and over te same gitary, te same melodie, nawet perkusyjne patenty powtarzają się tak często, że już przy pierwszym przesłuchaniu gdzieś w drugiej połowie albumu miewamy deja vu. Wieje nudą i wtórnością strasznie. Nie ma tu ani jednego kawałka, który wbijałby się w pamięć. Ani jednego refrenu na miarę „Coast is always changing”. Nic równie klimatycznego jak „Acrobat”. Nie dość, że ta płyta to auto-plagiat, to jeszcze bardzo kiepski. Panowie no, do chuja wafla, graliście te piosenki na koncercie rok temu! Nie można było ich przez ten czas jakoś podrasować, zróżnicować? Chyba wiem jak wyglądają wasze próby.
-Elo, to co nowy kawałek?
-No raczej.
-Masz tekst?
-Tak
-No to jedziemy
(5 minut później)
-No to co, jeszcze jeden...?
I tak w kółeczko.
Właśnie włączyłem płytę po raz kolejny, ale chyba zamiast cokolwiek z niej zapamiętać, zrobi mi się niedobrze. Dobrze Stello, że masz w zwyczaju opisywać płyty kawałek po kawałku, bo gdyby ktoś mi kazał to robić, to chyba wolałbym orkę w polu.
Chociaż z drugiej strony... Maxïmo się nie zmieniło, może zmieniłem się ja?
Może to po prostu wina słuchania tych wszystkich pojebanych rzeczy, które w większości zajmują mojego iTunes'a? No bo niby jak się lubi teraz Tima Heckera, Fifths of Seven a do tego obsesyjnie słucha Animal Collective, to czemu Maxïmo miałoby dawać radę?
I tu jest pies pogrzebany – to nie jest płyta która miała być dobra, to chyba zwykły skok na kasę.
Na „Quicken the heart” pewnie złapią się Ci, którzy 4 lata temu mieli 12 lat i nic nie kumali. Albo fani Pidżamy Porno którzy właśnie odkrywają „ten nowy styl w muzyce, indie rooook czy jakoś tak, znasz to, Franz Ferdinad słyszałeś?”
Jeżeli nie znacie żadnej poprzedniej płyty Maxïmo, Kaiser Chiefs, itd. to może i wam się spodoba.
Ja mam już dość. Wychodzę.
Nie czekaj na mnie z kolacją.
Cerpin
Girl vs. Boy
Cerpinie,
Oh fuckin’ shine a light! Aren’t you in enough trouble?! Jakby to Rob Gretton ujął. Mam uczulenie. Mam okropne uczulenie na wtórność. Czy te wszystkie zespoliki, których się słuchało jakieś 5 lat temu i miało do nich szacunek muszą teraz wszystko spierdolić? Czy w tym wszystkim chodzi naprawdę tylko o kasę?
Nie chce mi się. Nie chce mi się słuchać nowego Maximo Park. Nie chce mi się nawet patrzeć na tą cholerną okładkę. Mam wrażenie, że moja irytacja ostatnio sięgnęła zenitu.
Chłopcy zatrzymali się na pierwszej płycie. Zmieniają tylko teksty, kopiują melodie. Ten sam patent na wszystko, od kilku lat.
Po przesłuchaniu płyty jest jeszcze gorzej niż z The Decemberists (wróciłam do ‘Hazards of Love’ ostatnio nawet żeby nie było). Nie pamiętam żadnej piosenki. Żadnego tytułu, żadnego refrenu.
Może ta płyta się komuś spodoba. Może mam za bardzo zblazowany mózg (tym Patryczkiem). Może. A może tak jak sam zasugerowałeś my się zmieniliśmy i trudniej nam wcisnąć kit. Myślę jednak, że to, co zrobili Maximo Park na nowej płycie to taki samobój. Ani kasy, ani sławy to z tego nie będzie.
Miałam zwyczaj opisywać płytę kawałek po kawałku. Dokładnie. Skupiać się na producentach. Ale z Maximo Park tego nie zrobię.
Jebać to za przeproszeniem.
Idę posłuchać czegoś na ukojenie nerwów.
Stella.
P.s. Spodobał mi się tekst z jednego kawałka (chyba z ‘In Another World’). ‘I’m gonna come over there and wipe that smile off your face’. Udało im się zmyć mi uśmiech z pysia. I to z samego rana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz