Girl vs. Boy
My fellow Cerpin,
i znowu ja pierwsza. Peaches. No nareszcie. Po 3 długich latach moja ulubiona koleżanka po nauczycielskim fachu powraca. Od ‘Impeach My Bush’ byłam uzależniona. ‘The boys wanna be her, the girls wanna be her!’ – no Peaches w najlepszej formie, nawet w ‘The L Word’ ją wykorzystali!
Sięgnęłam po płytę z ogromnym zaciekawieniem i lekkim strachem (po ostatnim The Decemberists boję się, że moje ulubione gwiazdki będą partaczyć swoje płyty, jedną po drugiej! Myślisz, że to już początki jakiejś fobii? Zacząć to leczyć? Czy poczekać do nowej płyty Patryczka?).
Ale sobie wyretuszowała nogi na okładce! No i te łańcuchy! W sferze graficznej nic się nie zmieniła. I bardzo dobrze. Nikt nie mówi o naszych brudnych projekcjach umysłowych tak jak ta Pani!
A co tam muzycznie u Peaches? – zapytasz zapewne.
‘Oh oh oh oh oh’ – tak się zaczyna nowa płyta! Ja chyba mam do niej słabość. Pomijając fakt, iż zaczyna się tak jak poprzednie płyty, i od samego początku zaczyna wiać wtórnością…
No i niespodzianka. Zmieniło się. Peaches przestaje szokować w warstwie tekstowej. W ‘Talk to me’ chce rozmawiać z facetem a nie się pieprzyć. Hmmm muzycznie też jest bardziej dojrzale. Kolejne ‘Lose you’ też jest liryczne. Peaches zależy. A mi się włos na głowie jeży.
Ona naprawdę ma 40stkę na karku. To słychać.
‘More’. No może nie tak do reszty jest stracona. Wraca połamany beat i trochę groźniejsze syntezatory. Peaches, którą pokochaliśmy jednym słowem.
‘Billionaire’ z Shundą K. udowadnia, że stara Peaches dycha i ma się dobrze. I nawet zarapuje czasem.
Tytułowe ‘I feel cream’ znudziło mnie po minucie.
‘Never go to bed without a piece of raw meat’. No byś się wstydziła kobieto. Aż się zaczerwieniłam. Cofam to, co powiedziałam o zmianie w warstwie tekstowej. ‘Treat or trick’ z wyżej zacytowanym tekstem powala moją teorię.
Przy ‘Show Stopper’ ma się ochotę poocierać o kogoś w tłumie na parkiecie. ‘Mommy Complex’ udowadnia, że Peaches każdego chłopca wyleczy z bycia synkiem mamusi. ‘Mud’, ‘Relax’ porażają monotonią. A w finałowym ‘Take you on’ Peaches grozi nam słowami ‘You can’t mess with me’. I to tyle.
Podoba mi się ta płyta. Przede wszystkim za te nowe kobiece akcenty. I za tą dojrzałą, ale nadal niegrzeczną Peaches. Dobra robota koleżanko po fachu.
S.
P.s. Nawet nie próbuj marudzić, że płyta jest kiepska!
Boy vs. Girl
Elo,
Peaches każdy zna, nie każdy lubi. Ja sam grzebiąc w pamięci przypominam sobie same dziwne historie, a to jeden kolega zobaczył po pijaku późno w nocy wiadomy teledysk z atakującymi włosami łonowymi, i nie mógł później spać, inny natomiast w związku z przegraną w karty musiał biegać po pokoju w samych majtkach z mikrofonem w ręku i udawać Twoją koleżankę po fachu.
Ja sam swego czasu zasłuchiwałem się w "Teaches of Peaches", które po maksie dawało radę. Tam to były nieskrępowane odjazdy w stylu "Fuck the pain away" czy kompletnie pojechanego "AA XXX". Bardzo żałuję, że nie udało mi się zobaczyć Merrill na żywo mimo tego, że naszego pięknego kraju nie omijała. Niedługo wystąpi znów, jako support Jane's Addiction. Ale po tym, co usłyszałem na "I feel cream" chyba nie mam ochoty już iść jej słuchać, co najwyżej popatrzeć.
Pani Peaches zaprosiła do współpracy tuzów współczesnej elektroniki, czyli Soulwax
i Simian Mobile Disco. Można, więc było spodziewać się fajerwerków, niestety wyszło... no słabo, no. Trzeba się było Kurstina trzymać, byłyby przynajmniej ze 2 murowane wymiatacze. A tak...
Już otwierające "Serpentine" spowodowało, że w mojej głowie zapaliły się wszystkim znane trzy literki WTF??!! No proszę Cię... tak nudnej i nieudanej piosenki to bym się nie spodziewał, a już tym bardziej jako openera płyty. No bo co to ma być? Nudny bit, Peaches coś tam jęczy, ale nie za bardzo wiadomo, o co jej chodzi. No cóż, od początku Merrill jest mocno w plecy, i to na własne życzenie.
"Talk to me" rozbudza trochę nadzieje, bo jest tu i melodia, i śliczny syntezatorowy motyw. Ładna piosenka bardzo, produkowana właśnie przez Soulwax, może, dlatego tak dobrze brzmi i daje radę w warstwie muzycznej.
Kolejne "Lose You" też urzeka syntezatorowymi motywami, a Peaches śpiewa naprawdę przekonująco. Fajne chórki i te wokalizy w tle, takie tam bajery. Więc jest spoko.
"More" stara się nawiązać do starszych płyt, ale pasuje w tym miejscu jak pieść do nosa, poza tym brzmi to jak wykastrowane wersje kawałków z "Teaches of Peaches". W ogóle jak na moje to problemem tej płyty jest brak jakiejkolwiek spójności. Raz Peaches przeżywa, raz jest wkurwiona, zero jakiejś dramaturgii, fajnego ułożenia kawałków, takie rozsypane puzzle.
"Billionaire”, o którym powiedziałaś, że to jeden z lepszych kawałków, jest.. cóż... żenujące. Boże, co za beznadziejny kawałek, no proszę. Naprawdę, po minucie miałem uczucie podobne do tego, jakiego doświadczam oglądając Ewę Drzyzgę. Okropieństwo.
Tytułowy kawałek jest niestety ostatnim na płycie, na który można zwrócić uwagę. Mnie tam się podobał akurat całkiem całkiem, bo może skoro Merrill już taka stara i w ogóle, no to dużo bardziej przekonująco wypada w tych spokojniejszych kawałkach.
I tak naprawdę potem mamy jeszcze 6 kawałków, z których nic nie pamiętam. I nawet jak je włączam, żeby sobie przypomnieć, to słyszę ciągle to samo. Albo tępe bity i wyeksponowany wokal, albo zupełnie nieprzekonujące imprezowe kawałki, które równie dobrze mogło nagrać 150 innych osób. Niestety wulgarność Peaches była zajebista, jeśli była odpowiednio podana. Tutaj mi bardzo duużo brakuje.
Wszystko to jest takie niestrawne.
3 ostatnie kawałki to już była męczarnia, takiej wtórności i braku pomysłu to już dawno nie słyszałem. Jedyne, co się będzie z tego dało wykroić to chyba pojedyncze kawałki, które będzie można włączyć na imprezie, ale wyobrażasz sobie słuchać tego np. w podroży? Chyba byłaby to wtedy bardzo dłużąca się wycieczka.
Sorry Peaches, dałaś dupy, i to w tym kiepskim znaczeniu. Wracam słuchać Blur, oni nagrali 7 płyt i żadna nie jest nudna.
C.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz